List do rodziców 4

List do Rodziców 3

List do Rodziców 2

Psycholog poleca: filmy

List do Rodziców.

Spis treści:
ARTYKUŁ I: „Kilka słów o języku opisującym”
ARTYKUŁ II: „Jak szanować prawo dziecka do autonomii?”
ARTYKUŁ III: „Jak pomóc dziecku się zmienić?”
ARTYKUŁ IV: „Jak przemówić dziecku do rozsądku?”
ARTYKUŁ V: „Jak radzić sobie ze złymi nastrojami?”
ARTYKUŁ VI: „Jak szanować własne (rodziców) ograniczenia?”

 

 

 

ARTYKUŁ VI: „Jak szanować własne (rodziców) ograniczenia?”

 

Rodzice powinni szanować własne ograniczenia. Jeśli w danej chwili jesteśmy zbyt zmęczeni, albo nie mamy ochoty na to, o co prosi nasze dziecko- nie zmuszajmy się do tego, bo naszym samopoczuciem, nastrojem i tak zepsujemy całą zabawę. Nie musimy, więc mieć poczucia winy, że nie poświęcamy się dla swoich dzieci. Gdyż wtedy, gdy poświęcamy się dla nich-nie licząc się z naszymi uczuciami i tak nie spełniamy ich oczekiwań, a w dodatku uczymy dzieci, że można nas wykorzystywać w nieskończoność. Jeśli powiemy dzieciom, co naprawdę czujemy w danej chwili dajemy im możliwość zainteresowania się potrzebami drugiego człowieka (np. „Dzieci, jestem zmęczona. Idę do pokoju, żeby odpocząć. Wiem, że będziecie się w tym czasie cicho bawić”, albo, gdy każde dziecko chce od ciebie czegoś innego, czujesz się jak rozciągany na wszystkie strony kawałek materiału, można powiedzieć: „Słyszę, że żądacie wielu różnych rzeczy, ale w tej chwili muszę coś przemyśleć. Kiedy wrócę porozmawiamy o waszych sprawach” i można znaleźć jakieś zaciszne miejsce, gdzie te najgorsze uczucia miną, (a nawet gdy je odczuwamy, to wcale nie znaczy, że mamy się źle zachowywać).

Jeśli chcecie, by dzieci pomagały Wam chętnie, i to z własnej woli, to one muszą wiedzieć co dzieje się z Waszymi uczuciami, dlatego też trzeba dziecko informować o swoich uczuciach, np.: „Kiedy proszę o pomoc i nie otrzymuję jej, czuję żal.”, „Chciałabym, żebyście byli chętni do pomocy.”, „Kiedy muszę sama wnosić te siatki, wszystko się we mnie gotuje”, „Wnoszę siatki sama i macie teraz rozżaloną matkę!”.

Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że dzieci są mistrzami w wytrącaniu nas z równowagi. Zadają mnóstwo pytań i żądają natychmiastowych odpowiedzi. Nie jesteśmy komputerami, które mogą udzielać natychmiastowych odpowiedzi. Kiedy mamy trochę czasu do namysłu, odkrywamy, że nie jesteśmy wcale w sytuacji bez wyjścia. Po namyśle przychodzą nam do głowy nowe możliwości. Kiedy przemyślimy naszą decyzję, nasze odpowiedzi mają całkiem inną jakość. Mówimy „tak” uprzejmie, a nie ze złością. Nawet, jeśli powiemy „nie”, to bierzemy przy tym pod uwagę uczucia dziecka.

Musimy też wiedzieć, że jako dorośli ludzie nie musimy odczuwać tak jak inni (jak te „lepsze matki”). Jesteśmy przecież sobą. Możemy tylko czuć, co czujemy. Wszyscy mamy swoje mocne strony i tylko swoje ograniczenia. A dorosłość wymaga abyśmy zaakceptowali nasze bardzo ludzkie ograniczenia.

Powinniśmy robić to, co nie jest sprzeczne z naszymi odczuciami. Jeśli na sam widok kart robi Wam się niedobrze, to lepiej, żebyście nie grali z dziećmi, które Was do tego zmuszają, bo możecie wtedy …wywołać własną „wojnę rodzinną”…, ale, jeśli lubicie grać w karty, to może to być bardzo przyjemna rozrywka dla wszystkich. Dzieci potrzebują szczerych reakcji. Jeśli z waszych słów wynika co innego, a z gestów i tonu głosu co innego, to czują się rozkojarzone.

Jeśli dziecko ma problem, to ono powinno mieć okazję o tym powiedzieć, jeśli matka ma problem to ona o tym mówi: np., jeśli nie lubimy dziecka odwozić w różne miejsca, to nie możemy udawać, że tak nie jest. Można poinformować dziecko: „Mam problem. Niektórzy ludzie lubią prowadzić. Ja tego nie cierpię. Za każdym razem, kiedy muszę siadać za kierownicą, myślę sobie: Muszę przerwać to co robię, włożyć płaszcz, wyjść na zimno, otworzyć drzwi do garażu, poszukać kluczyków i uruchomić silnik, sama myśl o tym jest dla mnie nieprzyjemna..”. Może dziecko wtedy będzie próbowało odciążyć Was od tego obowiązku, albo przynajmniej spróbuje prosić o podwiezienie w inny sposób („Mamo, czy nie miałabyś nic przeciwko temu…”), co może osłabić Waszą niechęć.

A więc:

  1. Rodzice powinni szanować własne ograniczenia.
  2. Możemy udawać trochę milszych, niż jesteśmy, ale nic ponadto.
  3. Ważne jest zaakceptowanie tego, co czujemy w danej chwili.
  4. Należy być szczerym wobec dzieci.

Kiedy lekceważymy swoje uczucia scenariusz wygląda następująco:

  1. Dzieci wyłuszczają żądanie.
  2. Matka ignoruje swoje negatywne uczucia i ulega.
  3. Rodzi się w niej żal.
  4. Żal znajduje ujście.
  5. Ktoś zostaje skrzywdzony.
  6. Cała rodzina na tym cierpi.

Ale, kiedy na każdym kroku będziemy domagać się od dzieci poszanowania naszych uczuć, staniemy się dla nich wzorem i one wtedy będą też dbały o to, by w kontaktach z innymi ludźmi domagać się praw do swoich uczuć i nie dadzą się bezustannie wykorzystywać. Obowiązkiem rodziców jest zaspokajanie rzeczywistych potrzeb dziecka, szczególnie małego, ale kiedy dziecko dorośnie, nie potrzebuje natychmiastowego zaspokajania swoich potrzeb. To nawet nie byłoby wskazane. Jako rodzice mamy obowiązek nauczyć, je krok po kroku, że niektóre zachcianki mogą poczekać.

Nie można też robić dziecku przyjemności kosztem cierpienia któregoś z rodziców. Rodzice przypłacają to zdrowiem, a dziecko w inny sposób: „Zmusiłem matkę, by kupiła mi szczeniaka. Mama kaszle i czuje się chora przeze mnie. Jestem okropny. Boję się!”. Kiedy dziecko widzi, że przez nie cierpimy, automatycznie czuje się za to odpowiedzialne. Nasze cierpienie wywołuje w nim poczucie winy i strach.

Kiedy słyszymy, że dziecko czegoś potrzebuje, zadajmy sobie pytanie: „Czy ono tego potrzebuje, czy chce?”. Czasem niełatwo odróżnić te dwie sprawy. Dziecko ma wiele istotnych potrzeb, które mogą i powinny być zaspokojone. Ale jego zachcianki, to studnia bez dna ( może zamiast psa potrzebuje przyjaciela?).

Cierpienia, które znosimy dla dzieci nie powinny ich obciążać. Lepiej robić dla nich wszystko z nieprzymuszonej woli albo nie robić wcale. (np.: „Serce mnie boli przez ciebie. Wiesz, jak się martwię, kiedy tam chodzisz! Och, jeśli to dla ciebie takie ważne, to idź!”, albo: „Zjedz resztę mięsa, kochanie, rośniesz. Nie przejmuj się mną, ja mogę sobie zrobić coś innego.”). Czasem lepiej nie dać nic niż obciążyć dzieci brzemieniem winy.

Sami też nie jesteśmy w stanie zupełnie pozbyć się poczucia winy (jeśli widzimy, że dziecko zauważa nasze niedociągnięcia w wykonywaniu naszych domowych obowiązków), ale możemy sobie powiedzieć: „Nie mogę pozwolić, żeby dziecko o tym wiedziało, to zbyt niebezpieczne dla wszystkich.”. Dziecko, które potrafi wzbudzić w matce poczucie winy, samo czuje się winne. A jakie uczucie żywimy do ludzi, przez których czujemy się winni? Nienawiść.

Nie musimy też tłumaczyć się ani bronić przed atakami i krytyką dzieci – nawet w drażliwych momentach. Jako rodzice musimy podejmować pewne decyzje, które wynikają z naszej oceny sytuacji. A w procesie podejmowania decyzji dzieci nie muszą uczestniczyć, nie musimy kierować się ich oceną. Możemy powiedzieć: „Słyszę, co mówisz, ale to nie jest twoje zmartwienie. To tata i mama decydują o tych sprawach”. Kiedy rodzice zdają sobie sprawę ze swoich praw i kiedy wiedzą, że poczucie winy nie jest na miejscu, wtedy pomagają dziecku zebrać siły (np.: „Ojej! Ale miałeś spacer! Taki kawał drogi na silnym wietrze! To wymaga wytrzymałości! Czyn godny Supermana a nie sześcioletniego chłopca!”, zamiast: „Biedny, mogłam po ciebie przyjechać!”

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.

 

 

ARTYKUŁ V: „Jak radzić sobie ze złymi nastrojami?”

 

Pewnie wielu z Państwa ma pewność lub przekonanie, że klapsem można zmusić dziecko do posłuszeństwa. Nie oszukujmy się! Za każdym razem, kiedy dajemy dziecku klapsa, uczymy je: „Kiedy jesteś zły – bij!”. Niestety nie słyszałam, by ktoś wychował w ten sposób bardziej kochającą ludzką istotę.

Dziecko tak krótko jest z rodzicami, a tak wiele trzeba je nauczyć, zanim pójdzie w świat. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby można było przetwarzać naszą złość i wykorzystywać ją nie do obrażania, ale do przekazywania dzieciom wartościowych informacji? Np., zamiast „Nie znęcaj się ty stary byku nad mniejszym od siebie!”, można powiedzieć: „Tylko za obopólną zgodą wolno się rzucać śnieżkami”, albo: „Macie do wyboru: możecie bawić się piłką na dworze, albo tracicie przywilej…Decyzja należy do was!”. I nie czekajmy, aż gniew i złość urośnie tak bardzo, że nie da się jej powstrzymać- musi wybuchnąć! Wyrażajmy od razu nasze uczucia kiedy jeszcze nas nie przerosną!

Zacznijmy od tego najłatwiejszego nastroju: LEKKIE POIRYTOWANIE (np. zaniedbany kanarek). Jakiego używać języka, jeśli głos wewnętrzny mówi nam, że „są tylko dziećmi? Jeszcze przez wiele lat będzie trzeba im przypominać o wielu rzeczach-najczęściej o jednym i tym samym.”

  1. GEST:
    1. można wskazać znacząco na pusty pojemnik,
    2. można wyjąć pojemnik z klatki i wręczyć go dziecku.
  2. NOTATKA (szczególnie skuteczna, gdy podpis brzmi: „Kochająca mama”):
    1. „Ratunku! Ptak cierpi niedolę, kto go ocali?!”,
    2. „Zagadka: Jest żółty, śpiewa jak ptak i potrzebuje świeżego jedzenia”. Zgadnijcie i rozwiążcie problem.
    3. „Kubusia trzeba nakarmić i to zaraz!”.
  3. PROSTE OPISOWE STWIERDZENIE:
    1. Kubuś jest głodny!
    2. Kubuś skubie dziobem puste naczynie!
  4. POWTÓRZENIE PROSTEGO OPISOWEGO STWIERDZENIA.
  5. ZACHĘCENIE DZIECI, ŻEBY SAME WYPRACOWAŁY ROZWIĄZANIE:
    „Dzieci, coś mnie martwi. Potrzebuję waszej pomocy. Na początku Kubuś był karmiony regularnie. Zauważyłam, że teraz, kiedy chodzicie do szkoły i macie różne zajęcia, często nie dostaje posiłków. Czy sądzicie, że udałoby się wam ułożyć harmonogram karmienia, na który wszyscy wyrazicie zgodę? Jeśli tak, to pokażcie mi go po kolacji.”

Następny nastrój: ROZDRAŻNIENIE. Głos wewnętrzny: „Zaczyna mnie to denerwować, więc lepiej będzie, jak wyładuję swoją złość konstruktywnie”.

  1. JĘZYK - dobitne określenie co czuję:
    1. „Właśnie przechodziłam koło klatki i przeraziło mnie to co zobaczyłam!”
    2. „Jestem zaniepokojona i rozczarowana. Pewne dzieci obiecywały, że będą się troszczyć o swoje zwierzątka.”
  2. DOBITNE OKREŚLENIE MOICH WARTOŚCI:
    1. „O zwierzęta trzeba się troszczyć!”
    2. „Kiedy los zwierzątka zależy od nas, nie możemy zawieść!”
  3. DOBITNE OKREŚLENIE MOICH OCZEKIWAŃ:
    1. „Oczekuję, że dzieci w tej rodzinie będą się troszczyć o swoje zwierzątka!”
    2. „Jestem przekonana, że moje dzieci zrobią wszystko co konieczne, żeby ich zwierzątko nie cierpiało.”
  4. OKRZYK ZLOŻONY Z DWÓCH SŁÓW:
    1. „Adam, ptak!!”
    2. „Adam, ziarno!!”
    3. „Adam naczynie!!”

Następny nastrój: CHCĘ BYĆ NIEDOBRA

  1. WYBÓR: „Dzieci, wybór należy do was. Możecie zaraz nakarmić kanarka albo staniecie twarzą w twarz z zagniewaną matką! Co wolicie?”
  2. ALARM: „Dzieci, macie szczęście. Daję wam trzy minuty na nakarmienie ptaka zanim dojdzie do głosu mój gniew!”
  3. ZASTĄPIENIE „JEŻELI NIE – GDY TYLKO”: „Gdy tylko nakarmicie ptaka, porozmawiamy o oglądaniu waszego ulubionego programu. Na razie nie jestem w nastroju do przyznawania przywilejów”.

Następny nastrój: WŚCIEKŁOŚĆ. Głos wewnętrzny: „Mam zamiar wyładować wściekłość, ale nie wyrządzając szkody”.

  • JĘZYK
    1. „Kiedy proszę kilka razy, żebyście nakarmili ptaszka i wciąż jestem lekceważona, to wpadam we wściekłość! Sama nakarmię to stworzenie, ale jestem wściekła, że muszę robić to co należy do waszych obowiązków!”
    2. „Kiedy widzę, że niewinne stworzenie cierpi z powodu waszego niedbalstwa, to ogarnia mnie wściekłość! Mam ochotę was trzepnąć i oddać ptaszka komuś, kto będzie się nim właściwie zajmował. Lepiej trzymajcie się ode mnie z daleka, bo nie odpowiadam za swoje czyny i słowa!!”.

Im więcej mamy sposobów wyrażania złości, tym większa szansa na kontrolowanie swojego zachowania. To wtedy właśnie, gdy tłamsimy w sobie uczucie złości, dochodzi do niebezpiecznych wybuchów. A okazuje się, że rodzice mają do wyboru znacznie więcej niż wyzwiska i bicie.

KIEDY SŁOWA NIE SKUTKUJĄ?

Jeśli dziecko nie wie, że jesteśmy gotowi podjąć działania, aby bronić wartości bądź narzucić pewne zasady, nasze słowa są pozbawione znaczenia. Jeśli mówię do dziecka: „Niepokoję się, kiedy grasz w piłkę w domu. Możesz bawić się na dworze albo odłożyć piłkę. Decyzja należy do ciebie”, to muszę być gotowa zabrać piłkę, jeżeli mnie nie posłucha. Kiedy odbieram piłkę mogę powiedzieć: „Adam, to twoja decyzja!”- wtedy nie jesteśmy mściwi, nie mówimy o charakterze, nawet nie próbujemy dać mu nauczki, ale odbierając piłkę, pokazujemy dobitnie, że nasze słowa należy traktować poważnie, że naszych uczuć nie należy lekceważyć.

Rodzice mogą podejmować zdecydowane działania i nadal stać po stronie dziecka. Możemy działać nie w duchu zemsty, nie po to, żeby odegrać się na dzieciach, lecz, żeby położyć kres nieodpowiednim zachowaniom. Możemy być jednocześnie zdecydowani i kochający. A poza takim zachowaniem uczymy dziecko jak bronić tego w co wierzy nie krzywdząc i nie upokarzając innych.

Nieraz podjęcie działania nie oznacza „ostatecznego” rozwiązania raz na zawsze. To może działać tylko przez jakiś czas i być tylko jednym z dostępnych narzędzi. Np.: gdy dziecko bawi się w domu ciężarówką, która dziurawi ściany, można zastosować jeden z poniższych kroków (albo wszystkie):

  1. „Nie podobają mi się dziury w ścianach. Masz wybór: możesz bawić się autkiem tak by nie robiło dziur w ścianie, albo przestać się nim bawić w domu. Zastanów się i powiedz mi za chwilę co postanowiłeś.”
  2. „Nie podobają mi się dziury w ścianach” – odbieramy autko i chowamy.
  3. „Adaś, na pewno chciałbyś mieszkać w domu z miękkimi ścianami. Wtedy mógłbyś walić w nie samochodem bez końca”
  4. „OGRANICZENIE PRĘDKOŚCI! ŚCIANA!”
  5. Pozwolić się bawić autkiem tylko na podwórku.

Kiedy karzemy dziecko odbieramy mu szansę przyjrzenia się sobie samemu. Kiedy karzemy dziecko, wszystko staje się dla niego zbyt łatwe. Dziecko czuje, że zapłaciło za swoją „zbrodnię”, że wyrok został wykonany. Teraz może swobodnie kontynuować występek. Od dziecka, które zrobiło coś złego wymagamy, żeby zajrzało do swego wnętrza, żeby trochę pocierpiało, pomyślało o tym co czuje, zaczęło ponosić pewną odpowiedzialność za swoje życie. Rodzice, którzy przestają karać dzieci, także na tym korzystają. Nie czują się winni i nie mają potrzeby wynagradzania im tej krzywdy. Mają też więcej swobody przy mówieniu „nie” i nawet nie czują potrzeby, żeby się tłumaczyć. Nie oznacza to też byśmy czasami w przemyślany sposób nie mogli ustąpić: „Przemyślałam to…”, „Rozważyłam to jeszcze raz…”, albo „Dzisiaj zrobimy małe odstępstwo od reguły…”. Dlatego, gniew bez ubliżania jest jedyną alternatywą dla niehumanitarnych metod. Oczywiście nie chodzi o to, by rodzice umieli przemawiać ze spokojem, gdy w środku aż się gotują, ale chodzi o to, żeby złość wyładowywać po trochu, a nie w jednym, wielkim wybuchu. Nie jest możliwe zachowanie cierpliwości, kiedy ogarnia nas złość. To tak, jakbyśmy jedną nogą przyciskali hamulec, a drugą pedał gazu. W ten sposób nie da się prowadzić. Bądźcie więc dla siebie przynajmniej tak dobrzy, jak dla własnego samochodu.

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.

 

 

ARTYKUŁ IV: „Jak przemówić dziecku do rozsądku?”

 

Wszyscy wiemy jak trudno jest przemówić własnym dzieciom do rozsądku. Maciek nie chce myć zębów, chociaż matka codziennie ostrzega go przed próchnicą. Joasia nie sprząta zabawek, mimo, że codziennie wysłuchuje wykładu na temat porządku. A Adasiowi za każdym razem trzeba przypominać, żeby spłukał po sobie wodę w ubikacji. Ustawiczne zmuszanie dzieci, żeby robiły to, co sami uważamy za niezbędne, a one- za zbyteczne, może odebrać całą życzliwość do własnych dzieci. Czy jest więc jakiś inny sposób, by skłonić dziecko do współpracy bez prawienia kazań czy ostrzegania przed konsekwencjami? Otóż okazuje się, że przy takich okazjach dobrze jest zmieniać nastawienie dzieci do ich obowiązków, co w konsekwencji osłabi ich opór. Jeśli więc musimy o czymś dziecku przypomnieć to stosujmy proste, opisowe stwierdzenia: „Adam nie słyszałam wody w toalecie”, „Maciek, mycie zębów przed spaniem”, „Joasiu potrzebna mi twoja pomoc przy sprzątaniu”. Można też pytać dzieci w jaki sposób wolą wykonać jakieś zadanie: „Wolicie używać gąbki czy szczoteczki do mycia naczyń?”, „Chcecie to zrobić przed, czy po deserze?”- A swoim zachowaniem dajmy im do zrozumienia, że kiedy o coś prosimy, to oczekujemy, że to zostanie wykonane. Kiedy jakaś praca wykonana przez dziecko nie zadowala nas- nigdy nie bagatelizujmy wysiłków dziecka („Czy nie potrafisz tego zrobić porządnie?”), ale doceniajmy w pełni to, co zostało już osiągnięte, zanim wskażemy, co jeszcze trzeba zrobić: „Joasiu, musiałaś się nieźle namęczyć, żeby tak wyszorować ten garnek. Zostało tylko kilka kawałków zaschniętego jajka, o tutaj…”

W sytuacji, gdy obowiązki są w domu rozdzielone pomiędzy rodzeństwem zastosujmy plan obowiązków, który samodzielnie ustalą. I jeśli się kłócą mówimy: „Sprawdźcie na planie, kto ma dzisiaj ten obowiązek”. Jest jeszcze jedna metoda, która zachęca do współpracy. Otóż: humor zamiast sprzeczki, zabawa zamiast dyskusji…Kiedy z humorem mówimy o tym co należy zrobić, korzyść jest podwójna: dzieci są mniej oporne, a my sami odprężamy się (np. zmieniając głos, włączając marszową muzykę, udając jakąś postać z bajki, w zależności od sytuacji). Jeśli nie mamy pomysłu od razu, to może z czasem, gdy ochłoniemy uda nam się napisać jakiś dowcipny tekst, który będzie pokazywał, czego od dziecka oczekujemy (np. petycja, ogłoszenie, wierszyk..).

Pewnie Państwo zauważyliście jak dobry nastrój potrafi być zaraźliwy. Niestety to samo dzieje się ze złym nastrojem. Szczególnie łatwo ulegamy nastrojom dzieci: złościmy się, kiedy dziecko się złości, czujemy zniechęcenie kiedy ono jest zniechęcone itd. Wielką sztuką jest oddzielić swój nastrój od nastroju dziecka. Można tu zastosować wspomniane na wcześniejszej prelekcji WYMAZYWANIE, lub zastosować odrobinę fantazji: np. gdy dziecko bije swojego psa twierdząc, że to zabawa można mu powiedzieć: „Widzę, że lubisz brutalne zabawy. Powinniśmy wysłać list do Australii i poprosić, by przysłali nam kangura z bokserskimi rękawicami. Moglibyśmy mu wybudować budę przy twoim łóżku i kiedy tylko chciałbyś się poboksować, miałbyś pod ręką równego ci przeciwnika”. A do psa: „Nie jesteś kangurem, prawda Misiu? Jesteś małym szczeniaczkiem i nie lubisz ostrych zabaw.”

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.

 

 

ARTYKUŁ III: „Jak pomóc dziecku się zmienić?”

 

Dzisiaj spróbuję Państwu pokazać jak można pomóc dziecku zmienić się np. z osoby, na której nie można polegać, w osobę, na której można polegać; z przeciętnego ucznia w ucznia zdolnego; z kogoś, kogo na wiele nie stać, w kogoś, kto potrafi coś osiągnąć.

Rodzice mogą wyrządzić dziecku szkodę nawet wtedy, kiedy usilnie próbują mu pomóc poprawić się. Szczerze wierzą, że jeśli wytkną dziecku co jest w nim złe (np. „Leniwiec”, „Panna Niezdara”), to dziecko zacznie się zmieniać. Tymczasem „przyklejanie etykietek”, nawet dla zabawy, może mieć negatywny wpływ na dziecko. „Postawienie diagnozy może wywołać chorobę”. Nieraz przyklejamy etykietkę dziecku już w dniu narodzin. Podam przykład matki, która wychowywała przez kilka lat dwóch synów i urodziła wreszcie upragnioną córeczkę, która miała takie cechy, jakich matce zawsze brakowało: złociste włosy, jasna cera i była bardzo delikatna. Matka powtarzała jej sto razy na dzień: „Jesteś cennym klejnotem, aniołkiem, małą księżniczką”- i w ten sposób postrzegając swoją córkę doprowadziła do tego, że dziewczynka dostawała wszystko od wszystkich- od ojca, od braci, od dziadków koleżanek, ale nic nie dawała w zamian. Przy odrobinie szczęścia można było zasłużyć na jej uśmiech. Jak po siedmiu latach można zmienić tego rozpuszczonego dzieciaka w ludzką istotę? Kiedy matka postanowiła pomóc dziewczynce się zmienić, nie miała niestety żadnych przykładów zachowań, które można by wzmocnić. Minęło wiele miesięcy zanim przypadek sprawił, że można było uświadomić dziecku, jak przyjemnie jest dzielić się z innymi (matka zareagowała pochwałą w sytuacji, gdy córka wchodząc do swojego pokoju z koleżankami, swoim zwyczajem chciała zjeść swoje ulubione ciasteczka: „Jak to miło z twojej strony, że chcesz poczęstować swoje koleżanki…”. Nawet córka była zadowolona, gdyż wszyscy chwalili ją za ten gest. Wiele razy ta matka musiała używać podstępu, by zmienić „rolę” córki, oraz dawać jej wiele dobrych przykładów (np. sama zaniosła jej lemoniadę, gdy odrabiała lekcje ze słowami: „Pomyślałam, że może teraz tego potrzebujesz?”). Podstawową zasadą jaką należy się w takiej sytuacji posługiwać jest: TRAKTOWAĆ DZIECKO TAK, JAKBY BYŁO JUŻ TYM, KIM CHCEMY, ŻEBY SIĘ STAŁO – czyli często podkreślać te symptomy, które świadczą o tym, że dziecko modyfikuje korzystnie swoje zachowania.

REASUMUJĄC: Nie ma samolubnego dziecka. Jest tylko dziecko, które musi poznać radość płynącą z dzielenia się z innymi.

Nie ma leniwego dziecka. Jest tylko dziecko, któremu brakuje motywacji, które potrzebuje kogoś, kto uwierzy, że potrafi ciężko pracować, jeśli mu na tym zależy.

Nie ma niezdarnego dziecka. Jest tylko dziecko, które powinno ćwiczyć swoje ciało, i którego sposób poruszania się trzeba zaakceptować.

W dzieciach – wszystkich, bez wyjątku – należy podziwiać to co najlepsze, a ignorować lub inaczej ukierunkować to, co najgorsze. Kto podejmie to wyzwanie? Właśnie rodzice. Kto oprócz rodziców może zmienić siebie tak, aby po jakimś czasie dziecko mogło się zmienić? Kto oprócz rodziców ma tyle siły ducha, żeby powiedzieć błądzącemu dziecku: „Tak było kiedyś, a tak jest teraz. Zacznijmy od początku.”

Powiecie Państwo, że to wszystko ładnie wygląda w teorii…Praktyka pokazuje, że często nasze emocje są tak silne, że nie potrafimy zapanować nad słowami, które mówimy do dzieci. To rzeczywiście jest bardzo trudne, ale jeśli będziemy próbować, to za jakiś czas „wejdzie nam w krew” nowy sposób porozumiewania się, a każdy udany kontakt z naszym dzieckiem zostawi w nim pozytywny ślad. Wyobraźmy sobie, że osobowość dziecka to mokry cement. Każda nasza reakcja pozostawia w nim ślad i formuje jego kształt. To nakłada na rodziców i nauczycieli nieustanny obowiązek. Lepiej upewnijmy się, że wszystkie ślady, które zostawia nasze postępowanie, są pożądane, i że niczego nie będziemy żałować, kiedy „cement” stwardnieje.

Co zrobić, kiedy nie będzie nam się udawało? Kiedy już zostaną wypowiedziane słowa szkodzące dziecku? Mamy i wtedy możliwość naprawienia tego (pod warunkiem, że „cement” jeszcze jest miękki). Można zastosować tzw. WYMAZYWANIE: Wyobraźmy sobie, że matka wchodzi do pokoju dziecka rano, a córka marudzi, że nie wie co na siebie włożyć. Żadne podpowiedzi matki jej nie satysfakcjonują, a ta jest już tak wściekła, że zaczyna oceniać córkę: „Zawsze to samo. Jesteś nieznośna i niezdecydowana.” Świadoma błędu matka ma wtedy jeszcze jedną możliwość. Może powiedzieć: „Wymażmy to i zacznijmy od początku. Udawajmy, że dopiero teraz weszłam do twojego pokoju żeby cię obudzić: Dzień dobry. Czy ktoś tutaj nie wie w co się ubrać? Zanim ktoś zdecyduje co na siebie włożyć, powinien zadać sobie pytanie jak się czuje? Czy dzisiaj mam ochotę na stare brązowe spodnie, czy na nową spódniczkę, czy wolę puszysty żółty sweter, czy bluzkę w kwiatki?”. Można być pewnym, że w tym momencie dziecko ma już otwartą drogę do samodzielnego zadecydowania i można wtedy powiedzieć: „Oto siedmioletnia dziewczynka, która wie, czego chce.”

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.

 

 

ARTYKUŁ II: „Jak szanować prawo dziecka do autonomii?”

 

Niestety w naturze rodziców nie leży dawanie autonomii dzieciom. Wszyscy rodzice chcą ochraniać, kontrolować, doradzać, kierować. Chcą czuć się potrzebni, ważni, niezbędni. To tak jakby nie pozwalali dziecku żyć. A tymczasem właśnie dając dziecku autonomię w pewnym sensie ofiarowujemy mu swoją miłość. Bo pozwolenie dziecku by używało własnej siły, wymaga od nas większej miłości do niego. Trzeba wielkiej miłości, by oddzielić nasze nadzieje od nadziei naszych dzieci, oddzielić ich rozczarowania od naszych, by pozwolić im na wewnętrzną walkę, byśmy wreszcie przestali być im niezbędni.

Jeśli weźmiecie sobie Państwo do serca te słowa o prawie dziecka do autonomii, to łatwiej Wam będzie we wrześniu, gdy przeważnie wyjście dziecka do szkoły jest koszmarem dla całej rodziny. Wtedy zamiast przypominać dzieciom o zabraniu drugiego śniadania, tenisówek, książek, okularów, zamiast trzymać im kurtki, zapinać guziki i ciągle popędzać, będziecie mogli spokojnie wypić jeszcze filiżankę kawy, a dzieciom zawołacie: „Powiedzcie mi, kiedy będziecie gotowi do wyjścia”. I uwierzcie mi, że jeżeli na początku nie wszystkie guziki będą zapięte, i co jakiś czas dziecko czegoś zapomni, to z czasem stanie się całkowicie odpowiedzialnym za siebie i swoje rzeczy, prawdziwym uczniem. Większą pomoc okażemy dziecku, kiedy na jego skargę, że znów zapomniał zabrać stroju na w.f., powiemy: „Trudno jest pamiętać o lekcji, która odbywa się raz w tygodniu, prawda. Ale znam Cię. Znajdziesz sposób, żeby o tym nie zapominać”.

Kiedy dziecko wraca po lekcjach do domu, następnym problemem staje się odrabianie zadań domowych. Jak dziecku pomóc nie robiąc niczego za nie? Przede wszystkim nie wolno rodzicom nie doceniać siły własnych słów. Jeśli np. dzieci między kolegami przezywają się od „głupków”, to dobrze zdają sobie sprawę, że tak sobie żartują, ale kiedy mama albo tata albo nauczyciel nazwą go „głupkiem” – to dziecko myśli, że to prawda, bo przecież wg dziecka dorośli „wiedzą co mówią”. Co dzieje się z dzieckiem, które zaakceptuje fakt, że jest np. „głupie”? Jak sprosta wymaganiom tej sytuacji? Odpowiedź jest prosta. Powie sobie: „Jestem głupi, to po co mam próbować? Jeśli nie będę próbować, to nie poniosę porażki”.

Ale, jeśli jego możliwości będą właściwie określane, czyli zamiast oceniać (np. „brzydkie pismo”) powiemy: „Widzę, że „a” i „b” stoją w jednej linii i skoro ci się to udało, to i pozostałe literki możesz spróbować napisać w tej samej linii” i kiedy dziecko będzie się starało dalej ulepszać swoje pismo, można mu przypomnieć, żeby wszystkie literki pochylały się w tę samą stronę, (ale że „to nie jest łatwe”). Jeśli podejmie dalsze próby ćwiczenia można podpowiedzieć, że następny krok jest jeszcze trudniejszy – bo, trzeba zachować tę samą odległość między literkami”. Jeśli dziecko zada sobie tyle trudu by ulepszać pismo, to i wtedy nie wystarczy powiedzieć: „Teraz już jest bardzo dobrze!”, ale zamiast tego: (zależności od tego co widzimy) „Widzę, że odległości między literkami są całkiem równe. Wszystkie litery znajdują się w tej samej linii i większość pochyla się w jedną stronę. Aż przyjemnie popatrzeć na taki charakter pisma!”. A, więc na początku trzeba docenić to co dziecko już osiągnęło. I, jeśli aktualnie nie widzi się jakichś postępów, to rodzice są w idealnej sytuacji, gdyż mogą odwoływać się do przeszłości, przypomnieć mu sytuacje, w których osiągało już sukcesy (w różnych dziedzinach życia – nie tylko związane z nauką) co pomoże dziecku uwierzyć w swoje siły i podtrzymać szacunek do samego siebie.

Tak samo jak z krytycznymi ocenami, trzeba uważać z oceniającym chwaleniem. Osoba niewtajemniczona zdziwi się, że chwali dziecko na wyrost, a ono staje się nieznośne. Ale psycholog nie widzi w tym nic dziwnego. Wie, że dzieci odrzucają takie całościowe pochwały, to je zbyt ogranicza i sami się prosimy o kłopoty. Np. okaże się, że nasze dziecko, które do tej pory mijało się z prawdą – powie nareszcie prawdę, a my, żeby go pochwalić użyjemy słów: „Jesteś bardzo prawdomównym chłopcem, najbardziej prawdomównym chłopcem na świecie!”. Dziecko zaczyna się czuć zaniepokojone, otrzymało pochwałę, na którą nie zasługuje („Gdyby tata wiedział , ile razy nie powiedziałem prawdy…”). Chce się dopasować do tej opinii, ale to nie jest łatwe. Został zapędzony w kozi róg. Jest w pułapce. Jak z tego wybrnie? Może jego zachowanie się trochę pogorszy, tylko na tyle, żeby udowodnić ojcu, że wcale nie jest takim aniołkiem.

Jeśli będziemy opisywać zalety i możliwości dziecka, pomożemy mu dowiedzieć się, i to dogłębnie, na czym polega jego siła, kim jest. Ten rodzaj samowiedzy rzadko staje się udziałem osoby, która była ciągle oceniana. Życie staje się dla takiej osoby trudniejsze. Często jest uzależniona. Musi odwoływać się do innych ludzi, żeby dowiedzieć się kim jest, na co ją stać i czy potrafi sobie z czymś poradzić. A, jeśli dziecko zna swoją siłę, z czasem samo potrafi powiedzieć: „Jestem zadowolony ze swojej pracy” albo „Nie jestem zadowolony ze swojej pracy”.

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.

 

 

ARTYKUŁ I: Kilka słów o języku opisującym

 

Haim Ginott – specjalista z dziedziny psychologii dziecka uczy psychologów, wychowawców i rodziców nowego, (odmiennego od tradycyjnego) języka, którego powinniśmy używać w kontaktach z dziećmi. Język ten przede wszystkim nie ocenia! Unika się w nim wyrażeń, które oceniają charakter bądź zdolności dziecka. Wystrzega się takich słów jak: „głupi”, „niezdarny”, „zły”, a nawet „piękny”, „dobry”, „cudowny”, gdyż nie są one pomocne, przeszkadzają dziecku. Zamiast tego używa się słów, które opisują. Możemy opisywać to, co widzimy i to, co czujemy. Na przykład:

Dziecko: -„Czy ten obrazek jest ładny?”

Rodzic: -„Widzę fioletowy dom, czerwone słońce, niebo w paski i dużo kwiatów. Patrząc na to mam wrażenie, że jestem na wsi”.

Dziecko: -„Narysuję jeszcze jeden”.

Gdyby rodzic odpowiedział: „Jest piękny, jesteś wielką artystką”, byłby to ostatni rysunek, jaki dziecko narysowałoby tego dnia, gdyż przecież już nic nie może być lepsze niż „wielki” i „piękny”. SŁOWA, KTÓRE OCENIAJĄ, POWSTRZYMUJĄ DZIECKO, A SŁOWA, KTÓRE OPISUJĄ – WYZWALAJĄ JE.

Słowa opisujące zachęcają dziecko do samodzielnego znalezienia rozwiązania problemu. Na przykład, gdy dziecko rozleje mleko: R: „Widzę, że mleko się rozlało” i wręczamy dziecku szmatkę – unikamy przez to obwiniania i kładziemy nacisk na to, co istotne – na to, co dziecko powinno zrobić. Gdyby rodzic w takim wypadku powiedział: „Głupi! Zawsze wszystko rozlewasz! Nigdy się tego nie nauczysz!” – możemy być pewni, że dziecko zmobilizowałoby wszystkie siły na obronę (np. „To nie ja, to pies”, „On mnie popchnął”) a nie na szukanie rozwiązania. Zapytajcie, co zrobić z emocjami w takich sytuacjach? Otóż, nikt od rodziców nie wymaga by byli cierpliwi i nie złościli się, ale, gdy się złościmy to TEŻ MOŻEMY UŻYWAĆ TAKICH SŁÓW, KTÓRE NIE WYRZĄDZAJĄ SZKODY I NIE TŁAMSZĄ LUDZI, NA KTÓRYCH NAM ZALEŻY (np. jeśli jest bałagan w pokoju dziecka, zamiast: „Dlaczego z ciebie taki bałaganiarz?”, „W ogóle nie dbasz o swoje rzeczy, psujesz każdą rzecz, którą dostaniesz”. Nawet, jeśli dziecko wtedy posprząta, pozostanie mu uczucie żalu do rodzica i niepochlebna opinia o samym sobie. Można to wyrazić inaczej: „Widok tego pokoju nie sprawia mi przyjemności”, „Złości mnie to, co widzę. Miejsce zabawek, rzeczy i książek jest na półce!”, albo: „Kiedy widzę rzeczy walające się na podłodze, ogarnia mnie wściekłość! Mam ochotę wyrzucić to wszystko przez okno!”

Jedną z głównych zasad stosowania tego języka jest to, żeby używać jak najmniej słów. Jeśli tylko to jest możliwe: ZASTĘPUJ CAŁĄ „LITANIĘ” JEDNYM ZDANIEM, ZDANIE – JEDNYM SŁOWEM, A SŁOWO – GESTEM. Dzięki temu zamiast skupiać się na wymyślaniu: „co by tu jeszcze powiedzieć” zaczniesz uważniej słuchać i zrozumiesz uczucia swojego dziecka, do którego będziesz mógł się odwoływać w procesie wychowywania.

 

Opracowała: Bożena Kłek

na podstawie książki:

„Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” Faber A., Mazlish E.